przez bono » 2009-01-16, 16:50
Od razu pozwolę sobie wkleić kolejny ciekawy artykuł z Pulsu Biznesu
W ostatnim okresie szereg znanych ekonomistów prześciga się w kreśleniu czarnego scenariusza dla globalnych gospodarek. Trzeba przyznać, że niektórzy z nich, jak chociażby profesor Nouriel Roubini trafnie wcześniej przewidywali obecny kryzys. W wypowiedziach Paula Krugmana, Josepha Stiglitza, Carmen Reinhart, czy Kennetha Rogoff’a, trudno jednak doszukać się recept na przezwyciężenie problemów i pokonanie obecnej nierównowagi makroekonomicznej.
Jeśli Nouriel Roubini prognozuje kurczenie się największej gospodarki świata przez cały 2009 r., utratę 2,5 mln miejsc pracy oraz dalszy spadek indeksów na Wall Street o 20 proc. do połowy tego roku, to Reinhart i Rogoff, w odpowiedzi, snują jeszcze gorsze wizje. Według nich stopa bezrobocia w USA przekroczy 11 proc., a na bruku znajdzie się kolejnych 6-7 mln Amerykanów.
Joseph E. Stiglitz, zwolennik interwencjonizmu państwowego i dużych wydatków rządów, nagle nie dostrzega i nie docenia tego typu działań z ich strony. Wprost przeciwnie, chętnie mówi, że obecny kryzys wywołało nadmierne zadłużenie ( czym się jeszcze niedawno nie przejmował ), złe kredyty i ryzykowne derywatywy. Nawet posuwa się do hipotezy, że działania szefa Rezerwy Federalnej, Bena Bernanke i administracji Georga Busha noszą znamiona paniki.
Może ekonomiści twardo stąpają po ziemi, a ich pesymizm ma realne podstawy, ale podkreślanie czarnych wizji nie pomaga w przezwyciężeniu obecnych problemów. Prasa, szczególnie ta popularna, która nie zajmuje się gospodarką i ekonomią, chętnie uwypukla tego typu stanowiska. Obecnie dla mediów, dobra wiadomość z gospodarek i rynków, to żadna wiadomość. To kłóci się z poglądami, tak ochoczo przywoływanym ostatnio, Johna Maynarda Keynesa. Keynes doszukiwał się źródeł kryzysu w zbiorowej niemocy. To właśnie, według niego pogłębienie pesymizmu, pełni rolę samospełniającej się przepowiedni. Powoduje ona odkładanie przez firmy inwestycji, a przez konsumentów, w obawie przed bezrobociem, wydatków. Taka postawa jednak w prosty sposób prowadzi właśnie do zwiększenia bezrobocia i pogłębienia kryzysu.
Poglądy Johna Keynesa nie były mi bliskie i zdecydowanie wolałem teorie i poglądy reprezentowane przez „Chłopców z Chicago”, ale ekonomiści nie mają obecnie żadnego, atrakcyjnego pomysłu na przezwyciężenie recesji, jak tylko stosowanie ulg podatkowych, obniżenie kosztów pieniądza i zwiększenia wydatków budżetowych. Dokładnie to, co postulował robić w kryzysie Keynes.
Z czarnymi wizjami przyszłości prezentowanymi przez wielu znanych ekonomistów kontrastują wypowiedzi praktyków , którzy zarządzają bankami centralnymi i finansami państw. Denis Lockhart, prezes Banku Rezerw Federalnych z Atlanty, co prawda ostrzega, że amerykańskie PKB skurczy się w obecnym kwartale, podobnie zresztą jak w IV kw. 2008 r., o 4-6 proc., ale w II połowie roku wzrost gospodarczy powróci. Stabilizacja na rynkach finansowych, w wyniku podjętych działań przez rządy i banki centralne, musi nastąpić, a to wesprze wzrost gospodarczy.
Przyczyną recesji jest paraliż systemu finansowego, wywołany zapaścią na rynku hipotecznym, i w efekcie zamrożenie akcji kredytowej. Powolną poprawę jaka obecnie występuje w tym sektorze, media wydają się nie dostrzegać. Tymczasem indeks wniosków o kredyty hipoteczne w USA, określany przez Mortgage Bankers Association wzrósł w tym tygodniu do 1334,8 pkt. To najwyższa wartość od 2003 r., a jeszcze w sierpniu ubiegłego roku wynosiła ona zaledwie ok. 419 pkt. Jest to konsekwencją obniżenia oprocentowania 30-letnich kredytów hipotecznych do zaledwie 5 proc., najniższego poziomu od 1971 r. Spadek wartości nieruchomości oraz kosztów kredytów na ten cel, ponownie zwiększa atrakcyjność tego typu inwestycji.
Ilość gotówki, jaka jest obecnie w systemie finansowym, nie ma precedensu w historii. Problemem jest to, że ona nie pracuje. Tylko 9 stycznia banki zdeponowały w EBC 315,3 mld euro na rachunku overnight oprocentowanym na 2 proc. w skali roku. Pieniądze więc są i powoli też wraca zaufanie między bankami. 3-miesięczny Libor dolarowy spadł do zaledwie 1,09 proc., a więc tylko do ok. ¼ z poziomu jaki był w październiku. Bardzo dobrym sygnałem jest globalny wzrost sprzedaży amerykańskich korporacyjnych papierów dłużnych, których wartość wyniosła 82 mld USD i jest najwyższa od maja i dwukrotnie większa niż we wrześniu. To oznacza łatwiejszy i tańszy dostęp firm do kapitału.
Zamrożenie na rynku kredytowym nie może trwać wiecznie, bo banki muszą zarabiać i wypłacać wysokie procenty depozytariuszom. Presje na nie próbują wywrzeć też politycy. Minister finansów Kanady, Jim Flaherty, czy premier Luksemburga, Jean-Claude Juncker, wprost posuwają się do gróźb pod adresem banków i wymuszają na nich większą ekspansję pożyczkową. Na to liczą najwięksi inwestorzy. Wiedzą też, że wskaźnik c/z dla spółek z indeksu S&P500 jest najniższy od 1991 r. Także obligacje amerykańskie, których rentowność benchmarkowa w przypadku 10-letnich bonów, spadła w ubiegłym tygodniu do zaledwie 2,34 proc., nie są alternatywą dla akcji. Przestudiowali, a niektórzy też przeżyli, zachowanie giełd w poprzednich kryzysach. A taka lektura jest interesująca. Od 1900 r., Wall Street przeszła 6 panik giełdowych, w wyniku których rynki traciły co najmniej 40 proc., ale w 4 przypadkach na przestrzeni 18 miesięcy całkowicie odrobiła straty. Jedynym odstępstwem był Wielki Kryzys, ale nawet załamanie z 1937/38 r. udało się zniwelować w 70 procentach przez rok.
Zwykli obywatele oraz mali inwestorzy skupiają się na tym co donoszą media i prognozują znani ekonomiści, a te wiadomości nie nastrajają optymistycznie. Na tej półce, powtarzanie kasandrycznych wieści jest ostatnio w modzie. Wielcy inwestorzy, tacy jak zarządzający największym na świecie funduszem Fidelity Investment, oraz Warren Buffett, czy George Soros, mniej ostatnio mówią o „ekonomicznym Pearl Harbor”, a bardziej skupiają się na aktywności zawodowej. Zakładają oni częstą rozbieżność indeksów giełdowych z sytuacją gospodarczą jaka jest charakterystyczna dla ostrych recesji. Ci pierwsi będą mieć rację, jeśli ta recesja okaże się równa Wielkiej Depresji. Ci drudzy ponownie okażą się wielkimi inwestorami, jeśli nie będzie to miało miejsca. Ci drudzy wiedzą też, że kupowanie akcji, dobrze wycenianych, na bessie ma sens, pod warunkiem, że inwestorów stać na ich przetrzymanie, a do tej kategorii właśnie oni się zaliczają.
Źródło PB